Droga z Warszawy do rezydencji jednego z najważniejszych polskich biskupów przypomina tÄ, którÄ przebyÅ w swojej karierze. Najpierw pozwalajÄ ca rozwinÄ Ä prÄdkoÅÄ autostrada, potem kocie Åby w okolicach Tykocina, a na koniec peÅna dziur wiejska droga. Ostatnie dwa kilometry to leÅna szutrówka.
W Bobrówce pytam, którÄdy do arcybiskupa: âZa wioskÄ w prawoâ, âogrodzenie z betonu, Åatwo poznaÄâ. Ale wcale nie tak Åatwo. Betonowe przÄsÅa à la PRL nie zwiastujÄ paÅacu, jedynie sfruwajÄ ce z nich na leÅnÄ drogÄ pawie, których we wsi raczej nikt nie hoduje, pozwalajÄ podejrzewaÄ, że to wÅaÅciwy adres. I brama â z wyglÄ du pancerna, chyba żeby nikt nie próbowaÅ jej wyważyÄ. Furtka zamkniÄta na dziesiÄÄ spustów. Dzwonek przestaje dziaÅaÄ po pierwszym naciÅniÄciu. WszÄdzie kamery i tabliczki informujÄ ce, że obiekt âchroniony fizycznie przez agencjÄâ oraz âzÅego psaâ. Pies rzeczywiÅcie szczeka, gdy ÅomocÄ w blachÄ.